niedziela, 11 października 2015

Nie płacz nad rozlaną kreską, czyli powarsztatowe refleksje


Od jakiegoś czasu interesuję się myśleniem wizualnym, stosuję mapy myśli, ale ostatnio odkryłam sketchnoting, czyli notowanie za pomocą słów i obrazów. Metoda ta różni się trochę od mindmappingu, jednak intencja jest ta sama – łączenie słowa i obrazu. Jeśli wypowiem słowo „cytryna” to czy zobaczysz litery 

C Y T R Y N A, 

czy żółty owoc? 


www.pixabay.com


Możliwe nawet, że poczujesz, jak ślina napływa Ci do ust! Nie bez powodu mówi się, że jeden obraz jest wart więcej niż tysiąc słów. 

Ale ja nie umiem rysować!


To zdanie jest powtarzane jak mantra prawie przez wszystkich początkujących „sketchnoterów”.
A przecież wszyscy potrafią rysować (każdy z nas w dzieciństwie rysował ;)). Jednak wiele osób twierdzi, że nie rysuje na tyle dobrze, asekurując się - w razie, gdyby coś „nie wyszło”. I tutaj pojawia się sedno sprawy. Co ma nie wyjść? Kółko i parę kresek? Rysujesz dla siebie, żeby lepiej zapamiętać informacje. Sketchnnoting to nie sztuka, to forma notowania! Gdy robisz notatki, też zastanawiasz się, czy aby  na pewno literka „o” nie jest zbyt koślawa?

Też tak miałam...


Oczywiście taka postawa jest naturalna. Stawiając swoje pierwsze kroki w sketchnotingu,
i ja miewałam takie chwile…
Kiedy przystąpiłam do facebookowych grup rysunkowych i zobaczyłam starannie wykonane sketchnotki (niektóre zasługujące na miano arcydzieła),  stwierdziłam, że nie osiągnę takiej perfekcji w rysowaniu.  Postanowiłam jednak spróbować.  Miałam ułatwione zadanie,  ponieważ  lubię rysować. Jednak moje pierwsze szkice wyglądały po prostu dziecinnie.  Rysowałam tak,  jakbym była dzieckiem - pokolorowane kredkami, na dole trawa, na górze niebo… Obserwując inne sketchnotki, zauważyłam, że niekoniecznie wszystko musi być kolorowe,  że istnieją gotowe wzory, z których można „ściągać”. Zaczęłam więc podpatrywać innych.  Z rysunku na rysunek było coraz lepiej, bo jak to mówią - „praktyka czyni mistrza”. Ćwiczyłam, odpatrywałam, z czasem modyfikowałam, a co najważniejsze - już nie twierdziłam, że nie potrafię rysować, choć czasem ta myśl pojawia mi się z tyłu głowy…

Maziajkowe wyzwanie


Wczoraj po raz pierwszy wybrałam się na warsztaty „z rysowania” prowadzone przez Edytę Madej i Elżbietę Curyło. Podstawy, wyszperane gdzieś z odmętów internetów, już znałam, ale chciałam usystematyzować swoją wiedzę, postawić tę przysłowiową kropkę nad „i”. Szłam tam z nastawieniem: „nauczę się lepiej rysować”, „będę rysować tak ładnie, jak inni”. Cenne wskazówki dotyczące sposobów rysowania oczywiście otrzymałam, ale dostałam coś jeszcze…
Podczas warsztatów mieliśmy wykonać proste ćwiczenie – narysować „maziaja”, zostawić go i podejść do drugiej kartki, na której z kolei był zostawiony cudzy „maziaj”. Jak pewnie się domyślasz, trzeba było coś z niego stworzyć. 
Tego typu ćwiczenia wykorzystywane są do rozwijania kreatywności, ale tym razem spojrzałam na nie z innej perspektywy: nawet z największego „bazgroła” można stworzyć rysunek! Nie trzeba wcale drżeć nad każdą kreską, rysunek nie musi być „idealny”.  Nawet, gdy „coś nie wyjdzie”, nie płacz nad „rozlaną kreską”, dorysuj coś innego i udawaj, że tak miało być ;).

Zobacz jakie fajne maziajkowe rysunki powstały! ;) :




Wnioski


Teraz czas na wnioski. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko je narysować:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kreatywne dokumenty aplikacyjne – kicz czy szansa na sukces?

Na temat CV i listu motywacyjnego powiedziano już wiele. Powstało pełno poradników, które opisują krok po kroku jak je napisać, co powi...